Ostatnio pisałem o tym, jak zawrzeć umowę o zwolnienie z długu i na co uważać przy wygaszaniu zobowiązania w taki właśnie sposób. W obrocie prawnym funkcjonuje podobna do zwolnienia instytucja, ale odznaczająca się innymi istotnymi cechami.

Zdarza się, że jedna ze stron nie pisze o umorzeniu zobowiązania, o jego „anulowaniu” czy po prostu o zwolnieniu z długu, ograniczając się jedynie do stwierdzenia, że zobowiązuje się do niedochodzenia zapłaty przed sądem przez pewien, ściśle określony czas, a nawet trwale (ta osoba jest prawdziwym dłużnikoszczęściarzem;) ).

Co to oznacza? Czy zobowiązanie do niedochodzenia zapłaty ma sens i czy jest dla Ciebie korzystne?

Moim zdaniem zdecydowanie tak. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację z życia wziętą, gdy reklamujemy drugiej stronie nienależnie wystawioną fakturę i jej nie płacimy, bo po prostu kwestionujemy uwidocznioną na niej kwotę. Pomimo tego że trwa proces reklamacyjny, druga strona wciąż domaga się zapłaty i ostatecznie, nie czekając już więcej, kieruje sprawę do sądu. Instytucja zobowiązania do niedochodzenia zobowiązania (pactum de non petendo) jest idealnym rozwiązaniem w takich przypadkach.

Jest to umowa, mocą której wierzyciel zobowiązuje się do tego, że nie będzie od dłużnika, w określonym czasie bądź w ogóle, dochodził świadczenia. Dobrze jednak, szczególnie gdy strony umawiają się na niepodejmowanie akcji sądowej przez pewien ściśle określony czas, wskazać konkretny termin, a nie określać ten czas w sposób rodzący wątpliwości interpretacyjne. Zawiązanie zobowiązania o niedochodzeniu zobowiązania przez czas trwania postępowania reklamacyjnego nie jest dobrym rozwiązaniem. Jak bowiem w takim przypadku ustalić koniec procesu reklamacyjnego? Taka nieprecyzyjność rodzi jedynie problemy. Zdecydowanie lepiej wskazać, że zobowiązanie wiąże strony przez np. trzy miesiące, umożliwiając stronom rozwiązanie sporu jeszcze na etapie przedsądowym.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że strony mogą również zawrzeć zobowiązanie do niedochodzenia zobowiązania na czas nieokreślony, bezterminowy. Pomyślisz może, że to nie ma sensu. No cóż, wszystko może mieć sens, zależy to jedynie od punktu widzenia ???? Taka możliwość w każdym razie istnieje.

Zawarcie umowy o niedochodzeniu zobowiązania rodzi pewne praktyczne konsekwencje.

Po pierwsze, co prawda świadczenie wciąż jest należne, ale nie można go dochodzić przed sądem (czasowo albo bezterminowo, w zależności od ustaleń stron). Strona, która podpisze taką umowę, a następnie pójdzie do sądu, w przypadku podniesienia zarzutu przez drugą stronę, przegra, co doprowadzi do oddalenia powództwa.

Po drugie, zawierając taką umowę, zgadzasz się de facto z tym, że dług istnieje (!). Składając stosowne oświadczenie, uznajesz w istocie dług, co prowadzi do przerwania biegu przedawnienia. Jest to bardzo istotne przede wszystkim, gdy umowa ma charakter terminowy. Jeżeli bowiem roszczenie przeciwko Tobie zaraz się przedawni, ale Ty podpiszesz umowę o czasowym powstrzymaniu się od dochodzenia należności, to po upływie tego okresu druga strona będzie mogła dochodzić roszczeń do czasu ponownego upływu okresu przedawnienia.

Po trzecie wreszcie, podpisanie omawianej umowy nie powoduje, że świadczenie wygasa. Powoduje jedynie, że nie można go dochodzić przed sądem. Jeśli jednak dłużnik dobrowolnie zapłaci, to takie świadczenie nie jest świadczeniem nienależnym (art. 410 KC) i nie można dochodzić jego zwrotu. Gdyby wierzyciel i dłużnik zawarli umowę o zwolnienie z długu, a następnie gdyby dłużnik dokonał zapłaty, to miałby prawo dochodzić zwrotu, gdyż wykonywał świadczenie bez podstawy prawnej (umowa bowiem wcześniej wygasła).

Podsumowując powyższy wpis, mam wielką nadzieję, że dowiedziałeś się nie tylko jak funkcjonuje i czym jest instytucja pactum de non petendo, ale po raz kolejny uświadomiłeś sobie, jak ważny jest Twój podpis oraz że niejednokrotnie warto skorzystać z porady prawnej przed jego złożeniem, aby nie znaleźć się później w trudnej sytuacji.